ROGER WATERS Amused To Death 2LP
Najlepszy solowy album Watersa i jednocześnie totalne arcydzieło muzyki progresywnej. Waters tworzył ten album na przestrzeni lat. Do współpracy zaprosił swoich przyjaciół oraz jednocześnie znakomitych, uznanych muzyków m.in. Steve Lukather, Jeff Beck, Jeff Porcaro, Graham Broad, wymienianie całej listy zresztą nie ma sensu. Warto jednak wspomnieć, że na albumie miał wystąpić również Flea z RHCP, ale Roger nie wykorzystał jego partii. Ot taka ciekawostka... Waters z zaproszonych gości "wyciągnął", jakby to ująć... ich cała esencję? No niech będzie... Ten album odświeżył to co Waters robił już w czasach Pink Floyd. Brzmienie tego albumu, produkcja wszystko było w punkt. Pomimo, że jest to koncept album, nie zanudził słuchacza, nie przygniótł go swoją opowieścią... Powiem więcej, po latach, stawiam ten album wyżej niż moim zdaniem przegadane i zakatowane do bólu przez samego autora "The Wall". "Ściana" i jej kolejne wersje stworzone przez samego Rogera... no ile można... "Amused To Death" to dzieło kompletne oraz jeden z najlepszych albumów rockowych lat 90. Do dziś dnia kiedy słucham "Perfect Sense" mam ciary, szczególnie przy części 2, kiedy wchodzi chórek z wersem "cant' you see... It all makes perfect sense" CUDO. Ten efekt "stadionu" - jeszcze raz cudo. Zresztą chóry / chórki na tym albumie, to potęga, bez której ten album byłby o wiele uboższy. Album, który również był poskromieniem ego twórcy Floydów. Na tym albumie cały ten skład funkcjonował jak jeden organizm, Waters pomimo, iż jest autorem tego całego konceptu, jest "drygentem"tej orkiestry, to pozwolił swoim przyjaciołom, muzykom zaznaczyć swoją obecność na tym albumie, czego nie można powiedzieć o ostatnich dokonaniach Flopydów z nim w składzie. Czy ten album brzmi jak PF? Tak i nie. Jest dużo bardziej współczesny, mniej archaiczny. Sprawdziłby się jako ich album, tylko byłoby to zupełnie niepotrzebne. Myślę, że gdyby pozostał w PF to zabiłby ten zespół swoim ego i swoimi pomysłami i swoją megalomanią. David i reszta poszli w bardziej pop - rockową, melodyjną stronę i to też dało nową jakość ich muzie, która nie straciła na jakości. Uważam też, że "The Division Bell" idealnie kończy działalność tego zespołu oraz jest jednym z ich najlepszych albumów. No nie ważne... "Amused..." to sztuka zapisana w dźwiękach, jeśli ktoś tego nie zna to wstyd i tyle.
Tracklista
A1 The Ballad Of Bill Hubbard 4:19
A2 What God Wants, Part I 6:00
A3 Perfect Sense, Part I 4:16
A4 Perfect Sense, Part II 2:50
B1 The Bravery Of Being Out Of Range 4:43
B2 Late Home Tonight, Part I 4:00
B3 Late Home Tonight, Part II 2:13
B4 Too Much Rope 5:47
B5 What God Wants, Part II 3:41
C1 What God Wants, Part III 4:08
C2 Watching TV 6:07
C3 Three Wishes 6:50
D1 It's A Miracle 8:30
D2 Amused To Death 9:06